Radek Oryszczyszyn Radek Oryszczyszyn
82
BLOG

Szlachcic rzadko wchodzi do getta

Radek Oryszczyszyn Radek Oryszczyszyn Polityka Obserwuj notkę 0

Szlachcic rzadko wchodzi do getta - pisał niemiecki poeta Rainer Maria Rilke, relacjonując swoje wrażenia z wizyty w weneckim gettcie, a właśnie pojęcia getta i gettoizacji jako pierwsze przychodzą na myśli, kiedy myśli się o planach budowy w Fastach osiedla mieszkaniowych kontenerów dla garstki białostoczan.

Samo sformułowanie kontener mieszkaniowy budzi, nawiasem mówiąc, nienajlepsze skojarzenia, bo czy kontener służy do przechowywania w nim ludzi? Z drugiej jednak strony, niezależnie od skojarzeń, problem ludzi, którzy nie chcą zaakceptować najbardziej podstawowych zasad współżycia społecznego, dotyka wiele polskich miast, w tym również Białystok i jego mieszkańców. Człowiek jest istotą społeczną, żyje we wspólnocie, która otacza go opieką i zapewnia realizację wielu potrzeb, ale jednocześnie czegoś oczekuje. Kontenery mieszkaniowe budowane są dla tych, którzy nie wywiązują się z tych obowiązków. Fakt, że władze miasta postanowiły zająć się tym problemem, świadczy o wysokiej odwadze urzędników i woli do stawienia czoła realnym problemom. Warto się jednak zastanowić, jakie społeczne konsekwencje wiążą się z pomysłem tego "kontenerowego osiedla" w Fastach.

Według planów magistratu, grupa takich kontenerów ma stanąć na północnych obrzeżach miasta, a kierowane do niego mają być osoby i rodziny notorycznie uchylające się przed płaceniem czynszu lub w inny sposób uciążliwe dla otoczenia (z wyłączeniem rodzin z dziećmi i kobiet w ciąży). Mieszkańcami plastikowych kontenerów z przypadającymi na jedną głowę kilkoma metrami kwadratowymi będą więc głównie bezrobotni mężczyźni, bezdzietne małżeństwa i konkubinaty, często osoby z problemami alkoholowymi, ludzie uciążliwi dla swoich rodzin czy obecnych sąsiadów.

Pomysł nie jest nowy. Jako pierwsza w Polsce wprowadziła go podszczecińska gmina Goleniów, następnie jej śladem poszły śląskie miasta - Żory oraz Skoczów. Do postawienia takiego osiedla przymierza się Poznań. We wszystkich wymienionych przypadkach przeprowadzka do kilkunastometrowej kawalerki na obrzeżach miasta ma być nie tylko przykrą koniecznością wynikającą z rachunku ekonomicznego, ale pełnić równocześnie rolę kary, uciążliwej odpłaty za zło, którego dopuścił się obywatel niepotrafiący zaakceptować zasad społecznego współżycia. Nie kryją tego urzędnicy, otwarcie przyznając, że warunki z założenia są uciążliwe, a mieszkańcy kontenerów - społeczni banici, jeśli okażą skruchę i wolę poprawy, mają szansę powrotu do miasta.

Urzędnicy, którzy zdecydowali się na taki krok, uważają, że ich zadaniem jest nie tylko dbanie o jakość życia mieszkańców miasta, ale również podejmują się ryzykownej i odpowiedzialnej misji wychowywania niektórych z nas. Dodajmy, że mamy do czynienia z wychowywaniem za pomocą pasa: skoro nie zachowywałeś się odpowiednio, czeka cię kara, żałuj za swoje grzechy, a być może następnym razem lania nie będzie.

Historie powstawania w Polsce osiedli dla eksmitowanych i uciążliwych mieszkańców miast porażają powtarzalnością. Na początku jest strach i protesty, szczególnie mieszkańców okolic, gdzie takie osiedle ma powstać. Cieszą się głównie ci, którzy mają szansę pozbycia się uciążliwych sąsiadów. Kiedy osiedle już stoi i gdy wprowadzają się do nich mieszkańcy, to, co dzieje się w jego obszarze, przestaje kogokolwiek interesować, bo, jak pisał Rilke "szlachcic rzadko wchodzi do getta".

Pojęcie gettoizacji przestrzeni miejskiej nie jest w socjologii wiązane wyłącznie z problematyką żydowską, a ma znaczenie znacznie szersze. Badacze miast zauważyli, że we współczesnych przestrzeniach miejskich mamy do czynienia z dwoma kontrastującymi tendencjami, tworzeniem się tzw. gett dobrobytu i gett ubóstwa. Od niedawna również w Białymstoku mamy do czynienia z odgradzaniem się od reszty miejskiej tkanki warstw społecznych najlepiej zarabiających.

Owe strzeżone osiedla, getta dobrobytu, z punktu widzenia ogólnej zasady i "formy", nie różnią się od gett ubóstwa: komunalnych bloków w rodzaju tych na ul. Dojnowskiej i Proroka Eliasza, jak również planowanego osiedla kontenerów mieszkalnych w okolicach Fast. Oba te skrajne zjawiska spełniają wszystkie socjologiczne warunki getta.

I na strzeżonym osiedlu, i w gettach ubóstwa mamy więc do czynienia z wyraźną odrębnością przestrzenną tych osiedli. Rzeczywiście, nie trzeba wielkiej wyobraźni, aby móc przewidzieć, że klockowate kontenery postawione na środku pola nie będą mogły nie wyróżniać się od otoczenia, wchodząc zdecydowanie klinem w krajobraz białostockich przedmieść. Pomijając tu kwestie estetyczne, w których nie jestem ekspertem, widok zamieszkałych baraków czy kontenerów, nie jest widokiem typowym w polskim krajobrazie i nie będzie zachęcał osób przebywających w pobliżu do zbliżania się tam bliżej niż to niezbędne. Wszak "szlachcic rzadko wchodzi do getta"

Warto zauważyć, że w przypadku gett ubóstwa, owa odrębność może być pożądana zarówno przez samych mieszkańców tych miejsc, dla których zamieszkiwanie tam może być powodem do wstydu, jak i przez mieszkańców okolic. Przychodzi tu na myśl historia Czechów z Usti nad Łabą, którzy postanowili wznieść mur oddzielający ich od mieszkających nieopodal Romów. Można przypuszczać, że również mieszkańcy Fast, w strachu przed "Innymi", mogą zechcieć odgrodzić się od nich w jakiś sposób: ze strachu przed rzeczywistym lub tylko wyimaginowanym zagrożeniem.

Getta miejskie charakteryzuje również jednolitość statusowa ich mieszkańców, a co za tym idzie poczucie odrębności społecznej. W socjologii szeroko opisywane jest zjawisko przenoszenia i utrwalania wzorów zachowań, szczególnie w grupach o wysokim stopniu homogeniczności. Trudno jest więc sobie wyobrazić, by w środowisku osób długotrwale bezrobotnych, w rodzinach z problemami alkoholowymi i innymi patologiami społecznymi, miało dochodzić do "cudownych" przemian tych ludzi w odpowiedzialnych, pracowitych i uspołecznionych obywateli miasta. Wręcz przeciwnie, niepożądane zjawiska będą się pogłębiać, nie znajdując społecznego potępienia ani pozytywnego punktu odniesienia. Trudno przypuszczać, aby procesy te mogły być jakoś szczególnie łagodzone przez planowane funkcjonowanie na terenie białostockiego osiedla kontenerów placówek organizacji społecznych Caritas i Droga.

Idąc dalej tym tropem, podobnie jak w przypadku gett żydowskich, w gettach ubóstwa i dobrobytu dochodzi po pewnym czasie do wytworzenia poczucia pozostawania w enklawie, przejawiane zarówno przez samych mieszkańców, jak i obserwatorów zewnętrznych. Amerykański socjolog Erwin Hoffman pisał, iż w gettach biedy dochodzi do piętna przypisania i stygmatyzacji, polegających na nieodwracalnym i bardzo trwałym przypisaniu osoby do określonego miejsca i roli społecznej. Mieszkańcy kontenerów w Fastach już na zawsze będą mieszkańcami kontenerów, jeśli nie w sensie dosłownym, to na pewno symbolicznym.

Dlatego też intencje urzędników, aby osiedle kontenerów mieszkaniowych na Fastach miało charakter tymczasowy, są zgubne w dwójnasób: po pierwsze dlatego, że taka deklaracja jest dla mieszkańców tych osiedli wyraźnym sygnałem, aby nie uznawali tych kontenerów za "ich miejsce". To nie ma być dom, to ma być raczej coś w rodzaju internowania, przejściowego miejsca odosobnienia. Urzędnicy mylą się, również dlatego, że w rzeczywistości może się okazać, iż wielu mieszkańców kontenerów nie będzie w stanie znaleźć sobie lepszego miejsca zamieszkania i te, w założeniu, przejściowe kilkunastometrowe baraki staną się ich stałym mieszkaniem, by nie napisać: więzieniem.

Wszystko to są prognozy oparte na wiedzy, której dostarcza nam nauka oraz na lekcjach dostarczanych przez historię. Nie pozwalają one patrzeć na społeczne konsekwencje planów białostockiego magistratu z optymizmem. Czy oznacza to, że miasto nie powinno budować tanich komunalnych mieszkań dla rodzin niepotrafiących poradzić sobie z ubóstwem, obarczonych patologiami społecznymi i innymi problemami? Oczywiście, że powinno. Jednak karą za aspołeczność nie może być umieszczanie tych osób w warunków korzystnych dla powstawania kolejnych enklaw marazmu, alkoholizmu, bezrobocia i biedy.

Mieszkania komunalne dla osób uchylających się przed płaceniem czynszu powinny mieć oczywiście niższy standard niż te, z których dłużnicy są wyrzucani, ale nie mogą być formą kary i przymusowym miejscem odosobnienia wyrzutków społecznych, ponieważ grozi to pogłębieniem negatywnych zjawisk - dokładnie tych, z którymi próbujemy sobie poradzić. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka